środa, 1 maja 2019

#64 Help me! - Marianne Power



W życiu każdej kobiety nadchodzi moment, gdy uświadamia sobie, że dłużej tak być nie może. W moim przypadku stało się to pewnej niedzieli, kiedy byłam na kacu.
Mając całkiem udane życie towarzyskie, ciesząc się niezależnością dziennikarską i odnosząc sukcesy zawodowe, Marianne Power doszła do wniosku, że nie jest ze swojego życia zadowolona. Nigdy nie była w poważnym związku, nie posiadała żadnych oszczędności, a jej neurotyczny charakter sprawiał, że cały czas żyła w niepokoju, miała zaniżoną samoocenę, a zamartwianie się było jej chlebem powszednim. Mając trzydzieści sześć lat, postanowiła przeprowadzić na sobie samej eksperyment, który w swoim założeniu miał sprawić, że jej życie będzie szczęśliwe, a ona sama będzie atrakcyjna.

Na realizację swojego planu przeznaczyła rok, a każdy miesiąc miał upłynąć pod znakiem innego poradnika, bo to właśnie poradniki miały sprawić, że jej życie będzie idealne. Oprócz samego czytania, w planach miała przeniesienie zaleceń w skali jeden do jednego. Marianne była przekonana o tym, że książki to jedyne rzeczy, które są w stanie jej pomóc.


Może gdybym stawiała czoła lękom, zamiast przed nimi uciekać, mogłabym być zupełnie innym człowiekiem. Może gdybym przezwyciężyła obawę, że wyjdę na idiotkę na oczach ludzi, mogłabym prawdziwie żyć, zamiast patrzeć na życie z bocznego toru.
I tym oto sposobem, Marianne przerabiała takie tytuły jak Nie bój się bać, Pieniądze, moja miłość, Terapia odrzucenia, czy Możesz uzdrowić swoje życie. Przerabiała, bo trzymała się założenia, że samo czytanie niczego nie zmieni i musi działać. Pozowała nago na lekcjach rysunku, świętowała Nowy Rok zanurzając się lodowatym jeziorze, wystąpiła w lokalnym stand-upie, zagadywała nieznajomych ludzi w metrze...

W rzeczywistości byłam kiepską reklamą przydatności poradników zalegających na moich półkach - czy raczej tych upchniętych pod łóżkiem. Byłam żywym dowodem na poparcie tezy, że jeśli poradniki działają, wystarczy przeczytać jeden i wszystko się ułoży. Choć kupowałam co najmniej jeden na miesiąc, efekt był mierny. Proszę, oto ja: na kacu, w depresji, znerwicowana i samotna...

Ale czy poradniki jej pomogły? Na to pytanie autorka odpowiada w podsumowaniu wszystkich swoich działań i rozmyślań z kilku miesięcy. Ode mnie się tego nie dowiecie ;)

Help me! to książka, która porusza kilka poważnych problemów dotyczących kondycji dzisiejszych ludzi, nie tylko w wieku i o statusie Marianne. Jednak nie robi tego w bardzo poważny sposób - jest pisana lekkim językiem, z dużą dawką humoru, ale i z mocno wybijającą się autoironią. Dzięki temu Help me! czyta się szybko, a jej słodko-gorzki wydźwięk prowokuje do zastanowienia się nad sobą samym, ale nie tylko w zakresie, czego nam brakuje i do czego dążymy. Przede wszystkim pozwala nad refleksję ile już mamy. Poza tym stanowi bardzo ciekawe podsumowanie rad, które znajdują się w różnorakich poradnikach i pokazuje do czego może prowadzić traktowanie ich jako jedynej wyroczni.

Spodziewałam się zupełnie innej lektury, a zostałam mile zaskoczona. I jednocześnie podtrzymuję swoje zdanie, że poradniki, to nie jest najlepszy rodzaj literatury. Zwłaszcza, gdy używa się ich bez konsultacji z lekarzem, czy farmaceutą ;)

Ocena:



Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu MUZA.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

#77 Pamiętnik księgarza - Shaun Bythell

Jedną z nielicznych klientek była kobieta, która przez dziesięć minut spacerowała po sklepie, po czym podeszła do kasy i zapytała: &quo...

Popularne posty