wtorek, 18 grudnia 2018

#39 Rzeźnicy i lekarze. Makabryczny świat medycyny i rewolucja Josepha Listera - Lindsey Fitzharris



Chirurg, odziany w fartuch pokryty warstwą zakrzepłej krwi, rzadko mył ręce czy narzędzia, a do sali operacyjnej przynosił ze sobą niedwuznaczną woń gnijącego ciała, którą ludzie związani z tym zawodem nazywali żartobliwie "poczciwym szpitalnym smrodem".

W XIX wieku mawiano, że żołnierz na polu bitwy ma większe szanse na przeżycie niż osoba, która zmuszona jest do pójścia do szpitala. I niestety nie były to żarty, ale smutna rzeczywistość. Medycyna jako taka prawie nie istniała, a zawód chirurga nie wymagał wykształcenia. Ba! Bardzo często chirurdzy byli analfabetami, którzy chwytali za noże i kroili swoich pacjentów nie zaprzątając sobie głowy odkażaniem narzędzi, a amputacja była uznawana za metodę leczenia, a nie ostateczność.





Niektórzy studenci całkowicie przekraczali granice przyzwoitości i używali rozkładających się części ciała przydzielonych im zwłok w charakterze broni - staczali pojedynki na niby, posługując się odciętymi nogami i rękami.

Miniona medycyna nie zawsze miała logiczne podstawy - nie istniały badania i eksperymenty, które wyjaśniałyby rzeczywistość z naukowego punktu widzenia oraz powstawanie chorób. Niejednokrotnie przyjmowano, że są jakieś żyjątka i jakieś substancje w powietrzu, które odpowiadają za epidemie, czy następstwa pooperacyjne. 

W 1860 roku większość stanowisk medycznych w dużych brytyjskich szpitalach była obsadzona przez ochotników i chociaż taka praca oznaczała prestiż, lekarze i chirurdzy nie otrzymywali pensji.

Operacje, najczęściej amputacje kończyn, to były widowiska, na które mógł przyjść każdy, kto tylko miał czas. Przeprowadzano je w aulach, bez zachowania zasad higieny, o której wtedy niewiele wiedziano. Nikt nie myślał o myciu rąk, odkażaniu narzędzi czy też zmianie ubrania - chirurg przychodził z brudnymi rękoma, zakrwawionym fartuchem, ale i niejednokrotnie miał na sobie resztki zwłok po sekcji. Nagminnie zdarzało się, że przerażeni pacjenci próbowali uciekać, a bardzo często trzeba było ich przywiązywać do stołu operacyjnego, aby można było zrobić cokolwiek.

W porównaniu do dzisiejszych czasów, można śmiało stwierdzić, że medycy z XIX wieku wykonywali swój zawód po omacku, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich metody leczenia oraz teorie dotyczące chorób sprzyjają zwiększeniu śmiertelności.
Lekarz Thomas Percival radził chirurgom, żeby między zabiegami zmieniali fartuchy i czyścili stół oraz narzędzia, nie ze względów higienicznych, lecz po to, żeby unikać "wszystkiego, co może wywoływać przerażenie".

Rzeźnicy i lekarze to biografia Josepha Listera, prekursora antyseptyki. Mimo że jego badania i metody pracy, a także relacje z innymi uczonymi XIX wieku stanowią podstawę książki, to jednak ciężko nie odnieść wrażenia, że pierwsze skrzypce grają tutaj realia społeczne i granice, które sztywno wyznaczają możliwości medycyny - szpitale nie są dla wszystkich, amputacje kończyn to praktycznie codzienność, a praktyki lekarskie to jedna wielka niewiadoma, w której najczęściej przegrywa pacjent. Dalsze życie i śmierć to jedna wielka loteria. Autorka nie stroni także od ukazania szerszego kontekstu społecznego - opisuje skostniałość układu medycznego, który nie tylko odrzucał pracę Listera nad antyseptyką, ale wręcz go dyskredytował i wyśmiewał wyniki badań.

Towarzyszymy chirurgowi w jego codziennej pracy - jesteśmy z nim w szpitalu, na uczelni, czytamy z nim listy od ojca. Widzimy Londyn, Glasgow i Edynburg z jego perspektywy. Poznajemy innych lekarzy, którzy przyczyniają się do rozwoju medycyny, prowadząc własne badania i wprowadzając nowe metody działań przy operacjach. Niejednokrotnie jesteśmy zaskakiwani szczegółami, które są tak obrzydliwe, że mogą przyprawiać o mdłości. I co najważniejsze, autorka nie sili się na poetycki język, co wychodzi książce na dobre. Brakuje w niej patosu, ale przez to ma wymiar o wiele bardziej codzienny i ludzki, który pozwala na zrozumienie tego, jak bardzo możemy być wdzięczni losowi za to, że nie jesteśmy pacjentami korzystającymi z medycyny w XIX wieku. To naprawdę bardzo dobry kawałek historii dostarczony w przyswajalnej formie, która pozwala też na momenty uśmiechu.

Książki nie polecam osobom o słabej psychice i skłonnościom do wymiotów :D



Ocena: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

#77 Pamiętnik księgarza - Shaun Bythell

Jedną z nielicznych klientek była kobieta, która przez dziesięć minut spacerowała po sklepie, po czym podeszła do kasy i zapytała: &quo...

Popularne posty